poniedziałek, 27 lipca 2015

ROZDZIAŁ 11

 12 września

Luke POV .

Nie wiem  co mną kierowało gdy pocałowałem Magde .Chęć kolejny raz posmakowania jej ust czy to by Hood przestał wiercić nam dziurę w brzuchu.

Kiedy wybiegła z klasy nauczyciel wybiegł za nią ,każąc nam zostać na miejscach .
-Jesteś idiotą Luke-powiedział Calum .
-Wiem-krzyknołem .
Jeszcze jebane pół twarzy mnie boli bo mnie spoliczkowała.
Nauczyciel nie wrócił do końca zajęć ,przez co wybiegłem z klasy , by znaleźć Magde i ją przeprosić.
Na parkingu nie było jej samochodu.Musiała pojechać z Szymonem do przedszkola tak jak mu obiecała.
Dzięki temu ,że zapamiętałem drogę ,dotarłem tam w pół godziny .Bez zastanowienia i rozglądania się otworzyłem drzwi do sali ,w której wczoraj Szymon miał zajęcia .
-Dzień dobry -przywitałem się  z opiekunką.
-Dzień dobry -odpowiedziała uśmiechem.
-Jest już Szymon Lewandowski ?-zapytałem.
-Przykro mi ,ale nie mogę udzielać takich informacji.
-Proszę ,pokłóciłem się z jego mamą , z reszta ja byłem tu wczoraj .Kojarzy mnie pani?
-Nie ,przykro mi -jej twarz zmieniła się z miłej na zdenerwowaną .Rozejrzałem się po klasie i dojrzałem te małe bestie z wczoraj.
-Widzi pani te dziewczynkę w różowej sukience z koleżankami ?-zrobiłem krok w tył.
-Tak ,ale nie rozumiem do czego pan dąży.
-Jeżeli pani mi nie wierzy to proszę zapytać się tej dziewczyny czy wczoraj tu był blondyn z kolczykiem ,który powinien być w uchu ,a zamiast tego jest tu -pokazałem na usta-Jeżeli ona powie , że widziała to powie mi pani gdzie jest Szymon i jego mama -poprosiłem.
-Spróbuje ,proszę tu poczekać-powiedziała.
-Ja poczekam na korytarzu , tak by mnie dzieci nie widziały -pokiwała głową ze zrozumieniem.

Na korytarzu czekałem mniej niż 3 minuty.
-Powiem ,tyle ile wiem -powiedziała stając na przeciwko mnie-Jakieś pół godziny temu dzwoniła do nas babcia Szymona.Powiedziała że Szymon nie przyjdzie dziś , bo jego mama jest w szpitalu-skończyła ,a po demną ugieły się kolana.Jeśli Magda wylądował przeze mnie w szpitalu to nie wiem co zrobię .
-Wie pani w ,którym szpitalu jest Magda?-chciałem dowiedzieć się jak najwięcej od tej kobiety.
-Tego nie wiem ,przepraszam ,ale muszę iść już do dzieci-zostawiła mnie samego .
Weź się w garść Luke -pomyślałem.
Szpital ,szpital? Ha...wiem ,jeden jest jakąś ulice stąd.Nie przyjechałem tu samochodem ,więc musiałem przebiec te cholerną ulice.

W izbie przyjęć było mnóstwo osób , na szczęście nikt nie stał przy recepcji.Stała za ladą starsza pani z uśmiechem .
-Dzień dobry-przywitałem się -Czy przywieziono tu dzisiaj dziewczyne?Tak blondynka ,włosy do ramion , ma 18 lat ,wie coś pani?-zaczeła przeglądać jakiś zeszyt.
-Tak synu , a kim ty dla niej jesteś.Wpuszczam tylko rodzinę.
-Ja jestem jej chłopakiem-skłamałem.
 -W takim razie drugie piętro sala 118 .Pójdziesz tędy prosto do windy-pokierowała mnie.
-Dziękuje jest pani cudowna-przytuliłem ją i pobiegłem do windy.
Nie mogę znieść myśli ,że Magda jest w szpitalu przez ze mnie.Jestem cholernym dupkiem.
Jest drugie piętro. Teraz  muszę znaleźć jej sale.
-115 ,116 -mówiłem pod nosem-117,118 ,Jest -pod jej salą siedział jakiś brunet  i jej babcia.
-Co tu robisz?-spytała się jej babcia ,która miała łzy w oczach .
-Przyjechałem do Magdy ,co jej jest?
-Miała stłuczke samochodem.Straciła przytomność i zabrała ją karetka-tłumaczyła -Teraz jest u niej lekarz .
-Wiadmo już coś ?-podałełem jej chusteczke higieniczną .
-Wiem ,że zrobili jej prześwietlenie i ma słamaną ręke-odezwał się brunet.
-Kim ty jesteś ?-zapytałem z ciekawości
-Ben Barnes-przectawił się
-Luke Hemmings. Chodzę z Magdą do klasy.
-Które z was jest spokrewnione z pacjętką?-lekarz wyszedł z jej sali.
-Ja jestem jej babcią ,to jest jej szwagier -pokazała na Bena
-Lucas Hemmings jestem jej chłopakiem-sam się przectawiłem chcąc dowiedzieć się czegoś o Magdzie.
-Dobrze , Magda ma kilka siniaków i otarć ,ale to samo się zagoi .Ma jeszcze złamaną ręke ,ale ją tylko nastawimy i pójdzie w gips.
-Doktorze ,czy możemy się z nią zobaczyć ?Ile będzie musiała tu zostać?-pytała się go jej babcia.
-Tak tylko pojedyńczo i na kilka minut-lekarz sprawdził jej karte.-Zostawimy ją na obserwacji do 13 września , a teraz przepraszam muszę odwiedzić innych pacjetów .-pożegnał  się z nami i odszedł.
-To ja wejde pierwsza -powiedziała starsza pani.Razem z brunetem pokiwaliśmy głowami na zgode .
Ben usiadł na jednym  z plastikowych krzeseł , a ja chodziłem w kółko po korytarzu wyrywając sobie włosy z głowy.
-Wiesz ,gdzie i z kim jest Szymon?-spytałem się z ciekawości.
-Niedługo przyjedzie tu z mamą Magdy-odpowiedział z brytyjskim akcentem.
-Aha-powiedziałem siadając obok niego na krzesełku.Schowałem twarz w dłonie , na co Ben się zaśmiał-Co Cie tak śmieszy ?-wyprostowałem się
-Za bardzo przypominszasz mi mojego brata-cały czas się śmiał.
-I to jest takie śmieszne?-wytarłem spocone dłonie w spodnie.
-Wyglądasz dokładnie jak on w dniu urodzin Szymka-zmierzwił włosy ręką
-To fajnie...chyba.-powiedziałem sprawdzając godzine.
Z różnych sal wychodzili lekarze i pielęgniarki w białych ubraniach.Zaraz tu zwariuje...

-Lukeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!-ktoś krzyknął. Kiedy obróciłem się w strone wind zauważyłem Szymona biegnącego w moją strone ,a za nim szła pani po 40 z torbą sportową w ręce.
Klęknołem na jedno kolano i czekałem ,aż będzie na tyle blisko bym mógł go przytulić.
Szymon objął mnie małymi rączkami i schował głowe w mojej szyj.Przytuliłem go do siebie i masowałem mu plecy.
-Mama jest teraz razem z tatą?-zapytał szeptem Szymek.
-Co ?-usiadłem z nim na krzesełku -Twoja mama jest tutaj w sali obok.
-Nie zostawiła mnie ?-po jego czerwonych policzkach spłyneły łzy.
-Mama nigdy Cię nie opuści -wytarłem kciukiem jego łzy .Mały przytulił się mocniej do mnie-Dzień dobry-przywitałem się z mamą Magdy.
-To ty jesteś Luke ,prawda?-zapytała siadając obok mnie .
-Tak -uśmiechnąłem się .
--Wujek?-spytał się Szymon podnosząc główkę .
-Cześć maluchu-odezwał się Ben ,  "maluch" zszedł z moich kolan i przeszedł do Ben'a .
-Hej -rozglądał się po bokach-Gdzie masz dla mnie prezent?-położył ręce po bokach.Szymek jeszcze chwile temu płakał na moich kolanach ,a teraz chce prezent od wuja .
-No..-podrapał się po głowie -Zostawiłem je w samochodzie -odpowiedział .
-Wybaczam Ci-powiedział Szymek.

-No chyba go coś boli!-z sali Magdy doszły nas krzyki .Sekundę później stała na korytarzu w koszuli szpitalnej z ręką w gipsie -Cześć-rzuciła  w naszą strone  ,a później poszła do gabinetu lekarza naprzeciwko jej sali .
Z gabinetu dochodziły krzyki Magdy i stłumione słowa lekarza .Wyszła zadowolona po 5 minutach.
-Ubiore się i możemy jechać do domu -powiedziała , biorąc Szymona pod rękę i całując go w czoło.
Teraz mogłem hej się przyjrzeć lepiej.Oprócz złamanej ręki ma śiniaka na  nodze i startą skórę na lewej ręce.
-Wszystko dobrze?Czemu tak krzyczałaś?-pytała się jej mama
-Ten idiota myślał , że zostane tu 2 dni. Chyba to on miał wypadek ,a nie ja .-przytuliła do siebie Szymona .
-A ty wpisałaś się na własne życzenie?-zapytał się Ben.
-Jak ty mnie dobrze znasz -pocałowała go w policzek.
-Pogadamy później -powiedział kładąc rękę na jej ramieniu .
-Wiem-rozejrzała się po korytarzu i zobaczyła mnie ,gdyby jej wzrok mógł zabijać ,byłbym już w kostnicy -Co tu robisz?-zapytała się mnie .
-Chciałem dowiedzieć się czy wszystko z tobą w porządku-poprawiłem koszule .
-Wszystko jest dobrze .Możesz już iść-powiedziała
-Mogę później zadzwonić?-zapytałem zakładając plecak .
-Tak-zabrała torbe i razem z Szymkiem,babcią i mamą .

-Tak rozmawiasz z  swoją dziewczyną?- zapytał się Ben mnie.
-Daj mi spokój.Cześć.-rzuciłem wychodząc z szpitala.



Magda POV.

Po tym jak 'zasnełam ' w samochodzie obudził mnie przystojny chłopak ,jak później się okazało był ratownikiem pogotowia.Kiedy zostałam przewieziena do szpitala dowiedziałam się ,że miałam stłuczke z innym pojazdem.Powiedziano mi ,że muszą wykonać badania by sprawdzić czy wszystko jest okey.Oprócz siniaka i startej skóry mam złamaną lewą ręke.Włożyłi mi ją w gips i mogłam zadzwonić do babci .Przyjechała do mnie po pietnastu minutach kiedy lekarz skończył mówić co mi się stało.

(.......)
-Ile mam tu jeszcze być?-spytałam poprawiając szpitalną koszule.One są do baniiiiiii.
-Lekarz powiedział ,że do 13 Cie wypuszczą-CCCCOoooo to jakieś żarty ???Muszę w LA  jutro rano ,a nie za dwa dni .
-No chyba go coś boli!!!-wykrzyknełam zrywając się  łóżka i mimo próśby babci wyszłam z sali.Na korytarzu był Ben ,mama i Szymek .-Cześć -rzuciłam wchodząc do gabinetu mojego lekarza.
-To prawda ,że chce mnie pan tu trzymać przez dwa dni?-zapytałam opierając się o biurko za ,którym siedział.
-Tak,to prawda.Musimy zatrzymać Cie na obserwacji. -powiedział z stoickim spokojem.
-Pan chyba żartuje-poprawiłam włosy prawą ręką-Jutro muszę być z samego rana w Los Angeles ,a nie siedzieć w szpitalu.
-Będzie pani musiała zmienić plany.Takie mamy procedury -ja chyba go zaraz udusze.
-Nie mogę zawieść tysięcy fanów bo wy macie takie procedury.
-Cóż mam związane ręce -odpowiada .
-Ale ja nie ,wypisuje się na własne życzenie .-powiedziałam trzaskając drzwiami.

-Ubiore się i możemy jechać do domu -powiedziałam , biorąc Szymona pod rękę i całując go w czoło.
  -Wszystko dobrze?Czemu tak krzyczałaś?-pytała się mnie mama
-Ten idiota myślał , że zostane tu 2 dni. Chyba to on miał wypadek ,a nie ja .-przytuliłam się Szymona .
-A ty wpisałaś się na własne życzenie?-zapytał się Ben.
-Jak ty mnie dobrze znasz -pocałowałam go w policzek.
-Pogadamy później -powiedział kładąc rękę na moim ramieniu .
-Wiem-rozejrzałam się po korytarzu i zobaczyłam  Luke>Jego tu jeszcze brakowało -Co tu robisz?-zapytałam się jego
-Chciałem dowiedzieć się czy wszystko z tobą w porządku-poprawił koszule .
-Wszystko jest dobrze .Możesz już iść-powiedziałam
-Mogę później zadzwonić?-zapytał zakładając plecak .
-Tak-zabrałam torbe w ,której miały być moje ubrania i kosmetyki,  razem z Szymkiem,babcią i mamą weszłam do sali , Ben'a zostawiłam z Luke'iem.

-Skarbie ,powinnaś zostać w szpitalu-przekonywała mnie mama
-Mamo...nie raz miałam coś złamanego.Przeżyje-wyjełam z torby ubrania bo moje były poplamione krwią
-Wnusiu to na prawde nie jest dobry pomysł .Miałaś wypadek-mówiła babcia.
-Wiem ,że się martwicie ,ale przeżyje ,a ten wypadek to była tylko zwykła stłuczka-sprawdzałam czy mam jekieś kosmetyki by zakryć te śiniaki i podrapania.
-Jesteś już dorosła-powiedziały obie przyznając sobie racje.
-Mamo ,będe mógł po tym rysować?-pokazał na mój gips.
-Jasne ,że tak -pocałowałam go w policzek-Do przedszkola dzisiaj nie pójdziesz-usiadłam na łóżku obok niego.
-Wiem-przytulił się do mnie.
-On bał się ,że go zostawisz-powiedziała moja mama.
-Hej,to prawda?-podniosłam jego główkę aby spojrzał mi w oczy.
-Tak-znów się do mnie przytulił - , ale Luke mi wszystko wytłumaczył-powiedział w, moją szyje.
-O czymś jeszcze powinnam wiedzieć?-spytałam się obecnych osób .
-No-odezwał się Szymek-Wujek nie ma dla mnie prezentu.
-Mówił przecież ,że zostawił go w samochodzie-tłumaczyła mama.
-Jenyy..-przybiłam pią
tke z moim czołem-Miałam go odebrać z lotniska-mówiłam na głos-Jak mogłam o nim zapomnieć?
-Najwyraźniej musiał wyporzyczyć auto z jakiegoś komisu-babcia poprawiła swojego koka z tyłu głowy-Ale jeszcze raz napedzisz nam takiego stracha to inaczej porozmawiamy-pogroziła mi palcem.
-Zapamiętam -zabrałam ubrania i wstałam z szpitalnego łóżka-To ja się ubiore i zaraz wracam- zajełam łazienke ,którą miałam na swojej sali ,bo była to tzw.separatka .Ubrałam ciuchy i botki:
 

Mam nadzieje ,że dzięki białemu swetrowi nie będzie widać ,aż tak mojego gipsu.Kiedy zakryłam wszystkie zadrapania na twarzy korektorem i wyszłam z łazienki.
-Pielęgniarka przyniosła wypis-powiedziała mama.
-Czyli możemy już wyjść?-spytałam chowając gips w rękawie.
-Tak ,tylko musimy kupić ci witaminy-babcia założyła swój płaszcz.
-No ,to w drogę -przełożyłam torbe przez głowę .
-No chyba żartujesz-krzykneła mama-Dawaj mi tą torbe -zrobiłam tak jak mówiła
-Kocham Cię mamo-powiedział kiedy byliśmy już na korytarzu.
-Ja ciebie też -kucnełam i go przytuliłam go z całej siły .
-Mnie już nie przytulisz?-spytał się Ben stojąc za moimi plecami .
-Przytule- wstałam nie puszczając ręki Szymona -Sorry ,że po Ciebie nie pojechałam -przytuliłam tym razem Ben'a.
-Ważne , że jesteś cała i zdrowa-dał mi buziaka w czoło-No tak w połowie -zażartował.
-Chodź-Szymon ciągnął mnie za rękę w stronę wyjścia-Chce zobaczyć ten prezent .
-Dobrze już idziemy-powiedział Ben .
Mama z babcią szły przodem ,a za nimi ja ,Ben i Szymek .
-Ja odwiozę babcie i pojadę do apteki,a wy jedziecie razem do domu-zarządziła mama stojąc przy swoim samochodzie.
--Ja prowadzę ,nie chcę znów tu wylądować-Ben zajął miejsce kierowcy ,a ja przypięłam Szymona w fotelik ,który wcześniej zabrałam z samochodu mamy.
-Kiedy dostanę ten prezent?-dopytywał się mały będąc już zapiętym.
-Jak dojedziemy do domu-odpowiedział Ben.
-Musisz być cierpliwy-sama zapięłam się w pasy bezpieczeństwa.
-Jesteście okropni-powiedział Szymon zakładając ręce na piersi.
-Jak my to przeżyjemy-?-spytał  się  szwagier po wstrzymując śmiech.
-Jakoś będziemy musieli-powiedziałam przez śmiech .
-Nie dam wam moich chrupek jak nie przestaniecie się śmiać-zagroził Szymon.
-To była by niewyobrażalna strata-skręcił w naszą dzielnice wujek chłopca.
-Mam na was focha-powiedział Szymek patrząc przez szybę .
-I co ja zrobię z taką super wyścigówką?-zapytał Ben sam siebie.
-Kupiłeś mi wysćigówke ?-pomiędzy naszymi fotelami pojawiła się błąd czupryna
-A pan nie ma na mnie focha?-wjechał na nasz podjazd wyłączając silnik.
-Już mi przeszło-sam odpiął się z pasów  i czekał ,aż któreś z nas otworzy mu drzwi.
-Szybko Ci przeszło-stwierdziłam wychodząc z samochodu.
-To jest bardzo podejrzane-powiedział Ben wypuszczając Szymka z samochodu i wyjmując swoją torbe na kółkach.
-Tu nie chodzi czasem o tą zabawke?-zapytałam  otwierając domu
-Co?Nie ja bardzo stęskniłem się za wujkiem i tyle-mówił Szymon zdejmując kurtke
-Też się za tobą stęskniłem-odpowiedział jego wujek i obaj znikneli w salonie.

-Kawa czy herbata?-spytałam wchodząc do kuchni.
-Kawa i sok dla Szymcia-odpowiedział mi chłopak
-Oki toki-mruknełam pod nosem i wstawiłam wode na kawy dla nas jedną ręką .
Uszykowałam kubki,łyżeczki i cukier,kiedy miałam wyłączać wode pod nogami przemkneło mi coś małego.Z strachu wskoczyłam na blat roboczy i zapiszczałam.Chłopacy słysząc jak krzycze wbiegli do kuchni z kąsolą w ręce.
-Co się stało?-Ben zdjął mnie z blatu.
-Coś małego i czarnego przemkneło mi po nogach .Myślałam ,że to szczur więc chciałam się chronić-wytłumaczyłam wyłączając wode.
-Małe i czarne?-spytał się Szymek
-No tak -zalałam nam kawy.
-Ej to moja wyścigówka -powiedział wyciągając małe autko z  kąta w kuchni.
-Serio nie mogłeś kupić mu czegoś większego?-spytałam stawiając kawy na ławie w salonie.
-Wyglądał fajnie-bronił się Ben.
-Mama wystraszyła się mojej zabawki-śmiał się ze mnie Szymon biegnąc do swojego pokoju.
-Ciekawe kto będzie się śmiał jak lodówkę zamknę na kłódke-odpowiedziałam siadając obok Ben'a na kanapie .
-Teraz mów jak sobie radzisz i kogo miałem skopać ?-spytał się słodząc kawę.
-W szkole całkiem nieźle ,poznałam czterech fajnych chłopaków,udało mi się zapisać Szymka do przedszkola i jakoś sobie radzimy-upiłam łyk gorzkiej kawy.
-A co z tym chłopakiem ze szpitala ,to twój chłopak?
-Chyba coś go boli jak tak myśli-odpowiedziałam
-To boli ,bo w szpitalu przedstawił się jako twój chłopak, a mi i twojej mamie jako kolega z szkoły-powiedział
-On ,nie jest moim chłopakiem , a jedynie kolęgą z klasy i tylko tyle-mówiłam pijąc kawę.
-Coś mi tu śmierdzi-stwierdził Ben-Ten chłopak jest jakiś dziwny .
-I właśnie za to jego miałeś skopać-z góry zbiegł Szymon
-Co tam szkrabie?-usiadł pomiędzy nami na kanapie .
-Głodny jestem-powiedział .
-Dobra ,to wy się pobawcie , a ja zrobię
 coś na obiad-powiedziałam odkładając kawę na stolik.
-Nie-powiedzieli w tym samym czasie.
-Czemu?-położyłam całą rękę na biodrze
-Bo ja coś ugotuje-powiedział Ben.
-No wujek gotuje lepiej niż ty -poparł go Szymon.
-Obaj przeciwko mnie?
-Tak wyszło-mówił -a teraz siadaj ,a my będziemy twoimi kucharzami -posadzili mnie na kanapie i udali się do kuchni.

Nie chcąc im przeszkadzać zabrałam swoje rzeczy i poszłam na góre do swojego pokoju.Zajełam miejsce przy biurku i zabrałam się za robienie tematów na przód ,ponieważ w LA spędze dwa tygodnie. Kiedy kończyłam ostatni temat zostałam zawołana na dół.

Podczas obiad opowiedziałam im(mama i babcia już wróciły)jak doszło do wypadku i o tym co będe robiła na wyjeździe.Udało mi się ich przekonać ,żebym zabrała Szymona , bo gdyby został to tylko plątał mi się pod nogami , a tak to będą mieli od nas chwile odpoczynku.Ben poleci z nami  by odwiedzić grób swojego brata.
Zabukowałam całej trójce bilety w pierwszej klasie  , niestety lot będzie z przesiadką w Warszawie .Cała podróż ma trwać 14 godzin  i 20 minut.Przez to ,że niepomyślałam o zabukowaniu ich wcześniej  mamy godzine na spakowanie się i dojechanie do Gdańska
Po zjedzonym posiłku od razu zabrałam się za pakowanie mnie ,poniewaź do spakowania Szymona zobowiązał się Ben. Wyrobiliśmy się w 20  minut razem z uszykowaniem wszystkich dokumentów. Na lotnisko postanowiliśmy pojechać wynajęty samochodem Ben'a .




*************************
Wiem ,.że krótko  i przepraszam :(

Zapraszam na mojego drugiego bloga ,króry niedługo rusza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz